w pogoni za króliczkiem
Niedziela, 5 września 2010
· Komentarze(0)
Kategoria Krótkie wypady
Zaczęło się jak u Hitchcocka czyli najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie rosło, tyle że nie do końca. A było tak : wyjeżdzając z "mojej" ulicy zaiczyłem pokazową glebę na środku skrzyżowania, a potem, chyba zastrzyk adrenaliny zaczął działać, bo od razu osiągnąłem wymarzone 30 km/h i śrenia rosła i rosła, i powoli zbliżała się do upragnionego 30 km/h. A kiedy w połowie dystnsu wydawało się że już jestem w ogródku i witam się z gąską ( miałem wówczas średnią 29,9 km/h ), nagle dostałem wiatrem w twarz, zastrzyk adrenainy skończył działać i powoli zacząłem odczuwać skutki wcześniejszej pogoni. W efekcie końcowym średnia nie była najgorsza, ale nie osiągnąłem upragnionej 30tki, jedyne co mam z tego wyścigu to zakwasy no i ostry trening.
i wykresik prędkości :
i wykresik prędkości :