To była moja pierwsza Masa. Do konca nie wiedziałem czy pojadę. Jak już było wiadomo że pojade, to nie było pewne czym, ale koledzy pomogli, w głosowaniu wyszło żeby jechać trajakiem. Wybrałem okrężną drogę przez Konstancin. Zgubiłem bidon, spowodowałem jedną krakse, puścił mi prawy hamulec, rozregulowała sie przerzutka. Lans na najwyzszym poziomie, spore zainteresowanie wsrod innych bajkerów. Opinie przechdniów od "ale to musi być niewygodne" do "ale to musi być wygodne". Reakcje kierowców : nie było ani jednego trąbnięcia : oni chyba na prawdę myślą że to wózek inwalidzki :)
Ostatnio zwrócono mi uwagę że mam zbyt niskie ciśnienie w kołach, najwyrazniej nie pozbyłem sie nawyków MTBowych, no i dzisiaj postanowiłem to zmienić, dobiłem koła do 5 bar, i powiem że róznica jest odczuwalna. Scenka rodzajowa : Mniej więcej na 30tym km minąłem stojącą na przystanku PKS grupkę młodziezy pci meskiej, która jakoś tam miedzy sobą skomentwała mojego drągala. Po jakim czasie zaczął mnie "dochodzic" PKS, zanim mnie wyprzedził trochę to trwało. Na końcu siedziała wspomniana wczesniej grupka, w autobusie byli jacys odważniejszy i zaczęli pokazywać na mnie paluchami z ironicznymi usmieszkami na twarzy. Jakie było ich zdziwienie ( moje równiez ), kiedy po 3 km dogoniłem autobus ( po drodze były ze dwa przystanki, w tym jeden pod kościołem ), jakby nie było to "panowie" - sądząc po wyrazach twarzy - nabrali respektu do możliwości roweru ;)
Hm... no i konsternacja, nie wiem jeszcze jak ocenic ten rower, troche dostalem dzisiaj po d...e, a w zasadzie po kolanach. Ale po kolei : wyjechałem po 9 rano, ale zauwazylem ze tylna przerzutka nie działa prawidołowo, po konsultacjach telefonicznych okazało się że źle przeprowadziłem linkę. Po opanowniu przerzutki, wróciłem do garażu zmienić platformy na SPD, stwierdziłem ze nie umiem jeździć na platformach ( wydaje mi się że muszę wkładać dodatkową pracę na utrzymanie stóp na platformach ). No i w koncu wyjechałem, na początku musiałem się przyzwyczaić do trzymania sterów, musiałem chwile popracowac nad wyluzowaniem rąk, żeby nie jezdzić węzykiem. Potem było testowanie właściwe, traja bardzo szybko się rozpędza, szybkie zakręty na zablokowanym tylnym kole ... bajka ( szkoda tyko opony, ale nie moglem się opanować ), przednie hamulce - żyleta, nie mogłem sie opanować żeby nie robić stoppie na skrzyżowaniach :), ale ponieważ tydzień nie jezdziłem, i rano zjadłem jakieś skromne śniadanko, to paliwo mi się skończyło w pewnym momencie i musiałem zrobić sobię krótką przerwe na odpoczynek. Oceniać go jeszcze nie będę bo za wczesnie.
Trasa Warszawa Centrum - Piaseczno, byo krotko ale tresciwie, srednia nie powala, ale predkosci przeltowe miedzy swiatlami ( dopadla nas czerwona fala na Pulawskiej ) krecily sie w okolicach 33 - 40 km/h
Dzisiaj bardzo lajtowo, bez wiekszych przygod ( raz mi sie zablokowala korba na przednim kole - taki tam wynik nieprzemyslanych modyfikacji, ale to w koncu pierwszy poziom ,wiec bledy dopuszczalne )
Zaczęło się jak u Hitchcocka czyli najpierw trzęsienie ziemi a potem napięcie rosło, tyle że nie do końca. A było tak : wyjeżdzając z "mojej" ulicy zaiczyłem pokazową glebę na środku skrzyżowania, a potem, chyba zastrzyk adrenaliny zaczął działać, bo od razu osiągnąłem wymarzone 30 km/h i śrenia rosła i rosła, i powoli zbliżała się do upragnionego 30 km/h. A kiedy w połowie dystnsu wydawało się że już jestem w ogródku i witam się z gąską ( miałem wówczas średnią 29,9 km/h ), nagle dostałem wiatrem w twarz, zastrzyk adrenainy skończył działać i powoli zacząłem odczuwać skutki wcześniejszej pogoni. W efekcie końcowym średnia nie była najgorsza, ale nie osiągnąłem upragnionej 30tki, jedyne co mam z tego wyścigu to zakwasy no i ostry trening.