Teścik, no bo 85 km nie można zaliczyc do żadnego wyczynu, a że postanowiłem dzisiaj zrobic taką pętelkę przed śniadaniem, to postanowiłem to zrobić, tak ad hoc, nie zsiadając z roweru. Na pionie taki dystans bez zsiadania jest da mnie nieosiągalny, przerwy zazwyczaj robiłem po 90 minutach, żeby dać odpocząć nadgarstkom i d***ie. Na poziomie nie występuje ten problem, o czym przekonałem sie dzisiaj. A dopiero dzisiaj zdecydowałem sie na test bez zsiadania, ponieważ trochę czasu zajęło mi znalezienie optymanego ustawienia fotela. Faktycznie jest wygodnie i jedyne co czuję po tych kilkudziesięciu km to lekko zmęczone nogi. Powoli zaczynam się oswajać z testem dobowym. Czyli jazda tak długo aż nie usnę w fotelu :)
Dzisiaj spokojna przejazdzka, bez napięcia, od taka poranna wycieczka, miedzy jednymi opadami a drugimi, wynik rekreacyjny ( choć taki jak na początku moich zmagań z poziomem ), rekreacyjnie nie włączyłem nawet GPSa więc czas został odczytany z zegarka.
2 dni odpoczynku i od razu widac efekty. Pewnie na dzisiejszy dobry ( najlepszy na tej trasie ) naozyło się kilka czynników : - niska temperatura - 26" koło z przodu - optymalna pozycja fotela - 2 dni odpoczynku Od samego początku jechało mi się dobrze i już po 10 km wiedziałem że pobije moj rekord na tej trasie i na tym rowerze, pewnie moglbym wycisnac jeszcze więcej, ale ten tort trzeba jeść małą łyżeczką :). po 23km zobaczyłem daleko pred sobą zrys rowerzysty, pomyśłełem że to pewnie jakaś babinka jedzie do sklepu, ale po wyjeździe z zakrętu okazało się że rower zniknął, za następnym zakrętem się znowu pokazał, a to mogło oznaczać że jest to jakiś szybszy zawodnik. Zacząłem więc ściganko, najpierw delikatnie, a potem coraz intensywniej. Goniłem czowieka przez 3 wsie :). Okazało się że MTBoweic, w obcisłym, w kasku itd. W końcu człowieka wyprzedziłem, byłem rozpędzony do 37km/h. wyprzedziłem tuż przed podjazdem i skrzyżowaniem. Widziałem że zawodnik walczy, na podjeździe byo nawet stawanie na pedałach. Postawiłem wszystko na jedną szalę, zaparłem się o oparcie i naciskałem ile sił. Zrobiliśmy podjazd, a na zjeździe byłem juz w domu :). Wiem że walka była nierówna, bo zaatakowałem od tyłu, a człowiek nie miał lusterka, ale walka została nawiązana i poczytuje ją jako sukces. Sukces tym bardziej smakowity, że wygrałem na własnej stalowej cięzkiej konstrukcji z lekkim fabrycznym rowerem alu.
Wyjechałem dosyć późno, bo dopiero po 13tej, słońce stało wysoko, temperatura też, zatankowałem camelbak do pełna i pognałem przed siebie. Postanowiłem zrobić przetestowaną już trasę Piaseczno-Warka-Grójec-Piaseczno, tym razem jednak wproadziłem modyfikacje, bo do Warki pojechałem boczną drogą przez Konstancin J. Trasa Do konstancina była nadzwyczaj przyjemna, szybka i łatwa. Potem zaczęło się... źle ustawiony fotel zaczął przeszkadzać, kolana zaczęły pobolewać, wreszcie od Warki zaczął mnie ścigać traktor, utrzymując prędkość 23-27 km/h, prędkość była o tyle kretynska że jakbym dał się wyprzedzić to pewnie potem walczyłbym znowu z wyprzedzaniem i tak na zmiane. Wobec tego postanowiłem że nie dam się wyprzedzic traktorowi, bo ten pewnie zaraz i tak zjedzie na pole. Przeiczyem się, walka ciągnęła się przez pnad 25 km. Walkę z traktorem wygrałem, ale niestety okupiłem to bolącymi kolanami. Wycieczkę oceniam na średnią ( pod względem przyjemności).
Dzisiaj wprowadziłem pewne modyfikacje : 1. zmieniłem przednią oponę na węższą ( 2.0 zamieniłem na 1.5 ) 2. zmieniłem mocowanie fotela żeby mi sie na boki nie gibał 3. założyłem pokrowiec na fotel 4. odpocząłem, dwa dni nic nie pedałowałem
wszystko to spowodowało że znowu polepszył się wynik przejazdu na moim testowym kółku, a czuję że włożyłem w to mniej wysiłku niz w czasie poprzedniego bicia rekordu, w czasie którego osiągnąlem średnią o 1.2 km/h mniej niż dzisiaj.
Dzisiaj postanowiłem wyjechać na moja trasę kontrolną czyli taka małą prwie 40 km pętelkę. Z jednej strony jestem zadowolony, a z drugiej niezupelnie, w sumie srednia podskoczyla mi o 1 km/h, trase pokonałem w czasie krótszym o 5 minut, ale nie jestem zadowolony z pozioma, znowu mi się przesunął fotel, znaczy przekrzywił na jedną stronę, przez co odczuwałem znaczący dyskofort w czasie jazdy, a tak nie moze byc, bo przecież poziom to ma byc przede wszystkim komfort. W weekend wracam do poprzedniego mocowania, teraz juz wiem że poprzednie uniemożliwiało przekrzywianie sie fotela. A i chyba powinienem sobie zrobić przerwę, mam swiadomość tego, że jestem przetrenowany, a nie mogę sobie odpuścić... cholerny nałóg ;)