Pozwolilem sobie na poranną jazdę, trochę sie umęczyłem, niepotrzebne staram sie za bardzo dociskać, kompletnie zatracając przyjemność jazdy na rzecz walki o wynik, a to bez sensu, doskonale wiem, ze musze sporo na tym rowerze potrenowac zeby zacząć robic wyniki, do tego jeszcze rower nie do konca jest zrobiony. Dzisiaj muszę sie zabrać za zrobienie przedniej przerzutki, do tej pory pedałowałem z łańcuchem na stałe założonym na blat ( 54 ! ), w związku z tym na tylnym kole wykorzystywalem tylko 4 przełożenia z 7 dostepnych. Dzisiaj w połowie drogi przerzuciłem łańcuch z blatu na środkową i chyba lepiej mi sie jechało. Walczę dalej, tiry mnie nie lubią ( ciężko mnie ominąć, a na LWB nie lubie zjeżdżać na szutrowe pobocze ).
Dzisiaj wybrałem się na dłuższą trasę w celu prowadzenia dalszych testów i sprawdzania jak sie jeździ poziomem. Tak jak się spodziewałem prędkości są znacząco poniżej tego co osiągam na Krossie, ale najprawdpodobniej wynika to z kilku czynnków : - pracują inne mięśnie, musze nieco potrenować - koła zamontowane w poziomie pozostawiają wiele do życzenia, przednią oponę o szerokości 2.0 powinna zastąpić 1.5 - jeszcze się "wjeżdżam" w ten rower i jeszcze nie czuję się na nim swobodnie
ale widzę potencjał w tym rowerze, w pewnym momencie udało mi się utrzymać na oadicnku 3 km predkość srednią w okolicach 35 kmh. Natomiast jeśli chodzi o jazdę na piachu to jest to totalna tragedia :). Cały czas czuję mocny niedosyt.
Dzisiaj udało mi się po raz pierwszy wyjechac poza osiedle na moim LWB, dzisiaj poskladałem go na tyle że odważyłem się wykonać testowy wyjazd, na razie krótko żeby zorientować się co jest do poprawienia.
W dniu dzisiejszym pierwszy raz od powrotu z wyprawy na półwysep wsiadłem na rower, w pierwszej chwili pomyślałem sobie że dla rozluźnienia "stukne" 100 km na trasie Piaseczno - G. Kawaria - Warka - Grójec - Piaseczno, ale stwierdziłem że nie ma się co forsować i wyciąłem z tego planu Warkę i postanowiłem zrobic trasę jak na mapce czyli Piaseczno - G. Kawaria - Grójec - Piaseczno, co dawało "okrągłe" 83,4 km. Przygotowałem się starannie, zrobiłem sobie kanapeczkę, nalałem wody do bukłaku-plecaku, odkręciłem bagażnik ( a co ... ), poubierałem się w obcisłe i ruszyłem. Na pierwszych metrach poczułem się dziwnie bez tego całego naboju, który woziłem przez 6 dni, rower był dziwnie lekki i prawie sam rwał do przodu, strałem się nie szarżować, wszak miałem do przejechania ponad 80 km, staranie się słabo mi wychodzio bo byłem zachwycony lekkością i szybkością z jaką się mogłem poruszać, w mym zachwycie pozostałem przez godzinę i czterdzieści minut, kiedy to przejechałem 50 km, tym samym ustanawiając średnią nieco powyżej 30 km/h... dalej >>