Jazda o świcie.
Czwartek, 12 sierpnia 2010
· Komentarze(0)
Rano nie mogłem spać, cudem doleżałem do 5:30. Wstałem, odbebniłem poranne rytuały i o godzinie 6:00 wsiadłem na pozioma w poszukiwaniu słońca. Cały czas mam wrażenie że z tym rowerem cos jest nie tak i za każdym razem powtarza się ten sam scenariusz, połowa z domu idzie beznadziejnie, a połowa do domu wysmienicie, mam mieszane uczucia. Może wreszcie uda mi się dostroić go tak, żeby chodził jak szwajcarski zegarek. Wielki (no dobra wiekszy) test planuje na sobotę.